... czyli o tym jak ciężko dogodzić moim włosom.
Pierwszą maseczką z Joanny, która wpadła w moje ręce, była Maseczka regenerująca do włosów zniszczonych, po trwałej ondulacji lub rozjaśnianiu z lnem i rumiankiem. Moje włosy są zniszczone i rozjaśniane więc produkt wydawał się dla nich idealny.
Po otwarciu widzimy coś niebieskiego co bardziej przypomina odżywkę niż maskę. Zapach dość przyjemny choć ciężki do opisania.
Pierwsze użycie i pierwsze zaskoczenie, niestety bardzo niemiłe. Po zmyciu maski moje włosy były jak po użyciu słabej odżywki, lekko wygładzone i na tym koniec.
Odstawiłam ją wiec na jakiś czas i postanowiłam wypróbować jej żółtą siostrę do włosów suchych i zniszczonych z miodem i cytryną. Po powrocie do domu spojrzałam na składy obu masek i nieco zniechęciłam się do miodowej wersji ponieważ pierwsza połowa obu składów jest identyczna. Bez większego entuzjazmu nałożyłam ją na włosy, a pierwsze co pomyślałam po zmyciu i wysuszeniu włosów to: jakim cudem?!
Moje włosy były wyraźnie nawilżone, wygładzone i miękkie. Maska natychmiast stała się moim ulubieńcem i na pewno kupię ją jeszcze nie raz tym bardziej, że jej cena to około 7 zł. Niebieską wersję wykorzystałam niemal do końca ale moje włosy mówią jej :bye bye!
Miałam wersję z miodem i byłam zadowolona, nie tylko z maski, ale z innych produktów tej serii :)
OdpowiedzUsuńoo czyli muszę pomyszkować w miasteczku za tą maską :D
OdpowiedzUsuńZawsze zastanawiałam się nad kupnem tej maski, bo szampony z tej firmy niesamowicie plączą mi włosy. Może się skuszę :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że udało Ci się znaleźć coś dobrego ;) Swoją drogą, nie przepadam za produktami Joanny, jakoś nigdy nic mnie nie urzekło tej marki :)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotykam się z tymi kosmetykami. Fajnie, że Ci podpasowały,
OdpowiedzUsuń